Z nieba padał grad wielkości jajek.
Dzisiaj po 17-stej zaczal sie armagedon (naprawde wpadlam w panike) gradobicie trwalo moze z 10 min ale mi wydawalo sie ze wiecznosc i ze juz nie przestanie. Budowa na szczescie nie ucierpiala (nie sprawdzilam jeszcze stanu rynien :/ ), ale ucierpialy na naszym podworku 3 samochody i motocykl oraz dach w domu moich rodzicow. W calym domu porozstawiane mamy garnki, miseczki itp. bo kapie na glowe.
Tu na zdjeciu juz mocno roztopiony bo bylam zbyt przerazona zeby wyjsc podczas gradobicia: (niestety nie mialam pudelka zapalek do porownania i zlapalam to co bylo w zasiegu reki )
Okrylismy samochody czym sie dalo:ale niewiele to poglo:
Tego juz nie zdazylismy okryc:I wyglada teraz jak wytlaczanka do jajek:
zabawki siostrzenca tez ucierpialy:
Kwiaty i drzewa tez ucierpialy w sumie wszystko co bylo na zewnatrz jest zniszczone.
Z dobrych nowin to udalo nam sie wreszcie kupic wanne:oraz dojechaly nasze plytki do piwnicy (gres szkliwiony 33x33 LM scandina braz), wlasnie chwile przed gradobiciem zastanawialismy sie jak go ulozymy... ale decyzji juz nie zdazylismy podjac.
Cdn.